Erich Kalis przyszedł na świat 8 lipca 1909 roku w Oleśnicy koło Wrocławia. Pomimo dotychczasowych starań nie udało mi się znaleźć nazwiska w księgach adresowych tego miasta. Dotarłem do wykazu sześciu roczników: 1904, 1911, 1921, 1928, 1933 i 1935. Sprawdziłem szczegółowo jedynie księgę adresową dla miasta Oleśnicy na rok 1921. Tam jednak nazwisko Kalis nie figuruje. Być może uda się dotrzeć do pozostałych ksiąg i w ten sposób ustalić gdzie mógł dokładnie znajdować się rodzinny dom ks. Ericha. Należy także pamiętać, że rodzina mogła się nawet kilkukrotnie przeprowadzać, zmieniając miejsce zamieszkania, co potwierdzi się zresztą w późniejszej części tego wątku. Historię jego życia spowija mrok, aż do roku 1934, kiedy to 28 stycznia Erich otrzymał we Wrocławiu święcenia kapłańskie. Po święceniach kapłańskich objął jako neoprezbiter parafię św. Elżbiety we Wrocławiu i został ustanowiony drugim wikariuszem 17 listopada 1934 roku. Przebywał tam kilka lat do roku 1938. W schematyzmie archidiecezji wrocławskiej na rok 1939 wymieniony został jako opiekun duchowy wspólnoty katolickiej w Szklarskiej Porębie Górnej, gromadzącej siostry zajmujące się wychowaniem oraz kształceniem. 5 maja 1941 roku ks. Kalis otrzymał przeniesienie do Bolesławca liczącego wówczas około 3000 katolików zgromadzonych wokół parafii pw. Wniebowzięcia NMP i św. Mikołaja. Otrzymał stanowisko wikariusza powiatowego. Z pewnością służył pomocą i duszpasterską opieką na terenie ówczesnego powiatu bolesławieckiego. W roku 1943 Kalis objął liczącą ok. 800 katolików parafię pw. Narodzenia NMP w Uniegoszczy, stając się jej proboszczem. Na tutejszą plebanię sprowadził prawdopodobnie swoich rodziców, choć informacja o ich obecności tutaj na początku 1945 roku o niczym przecież nie świadczy. W kontekście początków roku 1945 pojawia się pytanie dotyczące sytuacji w parafii Uniegoszcz i działań podjętych przez ks. Ericha Kalisa. Front zbliżał się nieuchronnie w kierunku Lubania. Dojście Rosjan do granic miasta było czymś oczywistym i było kwestią dłuższego czy krótszego czasu. Rozpoczęły się zaplanowane przygotowania do ewakuacji tutejszej ludności. Wiele rodzin rozpoczynało ukrywanie dobytków w przydomowych ogródkach, wewnątrz domostw czy w okolicznych lasach. Czy również takie działania podjęła tutejsza Rada Parafialna na czele z proboszczem Kalisem? Nie sposób wykluczyć, że coś mogło zostać ukryte lub zakopane. W samym kościele znajdują się trzy krypty, w przykościelnym mauzoleum jedna. To dobre miejsca do ukrycia cennych rzeczy, choć jak doskonale wiemy i takie miejsca były skutecznie opróżniane przez radzieckie oddziały. W Uniegoszczy ewakuację ludności zarządzono na 13 lutego. Miejscem zbiórki był właśnie parafialny kościół. Jednak obiecany transport nie dojechał i rozpoczęła się ewakuacja w pośpiechu, na własną rękę, z wykorzystaniem rowerów, koni, wozów i wózków podręcznych. Księża nie mogli opuszczać swoich parafii na własną rękę.
Biskup wrocławski, Adolf kardynał Bertram, wydał specjalne rozporządzenie skierowane do duchowieństwa. Proboszczom pozwolono na ewakuację jedynie wtedy, gdy nastąpi zorganizowana ewakuacja całej ludności danej miejscowości, w przeciwnym wypadku mieli nakaz pozostania w swoich placówkach parafialnych. Wikariusze oraz rezydenci mieli tu prawo wyboru według własnej woli oraz sumienia.
Ponieważ front zbliżał się pośpiesznie Kalis wspólnie ze swoją matką oraz gospodynią postanowił przenieść się do Domu Starców znajdującym się w pałacu przy ul. Bocznej. Tuż przed opuszczeniem plebanii odbył się pogrzeb ojca księdza, którego pochowano na tutejszym cmentarzu (nie wiadomo czy chodzi o cmentarz gminny czy o cmentarz przykościelny). Uciekając z plebanii zabrał z pewnością swoje najpotrzebniejsze osobiste rzeczy oraz dokumenty
Istnieją trzy relacje w literaturze dotyczące tego, co wydarzyło się w byłym pałacu w Uniegoszczy w drugiej połowie stycznia roku 1945.
Pierwsza z nich pochodzi z książki autorstwa ks. Gerharda Kluge pt. Schlesische Fragmente. Kluge przytacza relację naocznego świadka tamtych wydarzeń, członkini wspólnoty parafialnej p. Klamt. Według. niej po śmierci ojca i jego pogrzebie ks. Kalis udał się wraz ze swoją matką do Domu Caritas (w dawnym pałacu), gdzie znajdował się także opiekun duchowy domu ks. Bruno Glasneck. Po wkroczeniu Rosjan do budynku obaj kapłani nieśli otuchę i wytchnienie przestraszonym domownikom, napominając i ostrzegając żołnierzy rosyjskich. Starali się chronić kobiety przed napastującymi je żołnierzami. Ks. Kalis odważył się pewnego razu zejść do ciemnej, głębokiej piwnicy po węgiel, by mógł ugotować zupę na kolację. Gdy szyby w oknach kuchni zostały powybijane udał się na poszukiwanie gwoździ, młotka i papy, by zabijając okna choć trochę ochronić zmarzniętych ludzi przed lutowym mrozem. Według tej relacji w pewnym momencie do kuchni wszedł dowódca, odepchnął stojącą przy drzwiach wejściowych matkę Kalisa i strzelił z pistoletu do reperującego okna duchownego. Ciało wywleczono na korytarz obok kuchni. Ks. Bruno Glasneck udzielił mu generalnej absolucji i ostatniego namaszczenia, a załamana i na wpół żywa matka ze złożonym rękoma wołała: Mój chłopcze, co oni z Tobą zrobili? Jakiś czas później złożyła ciało syna na katafalku pośród ogromnego cierpienia towarzyszy niedoli. Dwa dni po śmierci Kalisa uwięzieni zostali oswobodzeni przez niemieckie oddziały. Już przy okazji pierwszego postoju podczas ewakuacji, który miał miejsce w Olszynie Lubańskiej, odprawiono tam nabożeństwo żałobne w intencji zmarłego kapłana. Na cmentarzu w Ottendorf złożono go potem w poświęconej ziemi.
Drugi opis odnajdujemy w książce Johannesa Kapsa pt. Vom streben schlesischer Priester 1945/46. Trudno ustalić źródło tej relacji jednak jest ona praktycznie tożsama z przytoczoną powyżej. Autor wspomina o domownikach i uciekinierach ze Śląska uwięzionych w pałacowej piwnicy. Jest mowa o nieustannym dręczeniu kobiet. Opis śmierci proboszcza Kalisa jest w zasadzie taki sam. Wspomniano o tym, że umierał pełen pokoju, z dziecięcym uśmiechem na twarzy. Pojawia się także informacja o zabraniu zwłok Kalisa do Ottendorf am Queiss, gdzie ciało zostało pogrzebane na tamtejszym cmentarzu.
Zastanawiająca jest informacja o miejscu pochówku. We wszystkich opisach pada nazwa miejscowości Ottendorf. Jednak w pobliżu Lubania były dwie miejscowości o takiej nazwie: Ottendorf w powiecie bolesławieckim, czyli dzisiejsze Ocice oraz Ottendorf w powiecie lwóweckim, dziś wieś Radoniów. Kolumny uciekinierów kierowały się przeważnie w stronę Gór Izerskich, by tam przeczekać trudną sytuację, a potem powrócić do pozostawionych domostw. W książce Kapsa odnajdujemy również informacje dot. drugiego kapłana z Uniegoszczy, ks. Bruno Glasnecka. Po oswobodzeniu pałacu przez oddziały niemieckie, zabrano stamtąd ludzi wozami pancernymi. Ks. Glasneck przybył do Lubomierza, nie mógł jednak tam pozostać. W Lubomierzu zdecydował, że przedostanie się do Bawarii, gdzie znajdował się Dom Generalny Zgromadzenia Sióstr z Uniegoszczy. W tej podróży towarzyszyła mu i opiekowała się nim s. Gerarda... Ewakuacja przebiegała więc w małych grupach, ale głównym jej kierunkiem było południe, w stronę Gór Izerskich, przez Kraj Sudecki (Czechy) do Bawarii lub na zachód.
W książce pt. „Der Schicksal schlesischen Frauenkloster wahrend des Drittes Reiches und 1945/46” autorstwa Thomasa Mengele można przeczytać, iż 25 lutego żołnierze rosyjscy zauważyli na nogach ks. Erich Kalisa buty oficerskie. On nie chciał ich im oddać. Aby je zdobyć wyprowadzili Kalisa z przedsionka i zastrzelili, a potem ściągnęli już ze zmarłego oficerki. W dzień oswobodzenia 27 lutego w godzinach popołudniowych siostry wyruszyły w kierunku Liberca (Reichenberg). To, że tam dotarły potwierdziły potem służby kolejowe tamtejszej stacji: 5 sióstr zakonnych oraz 9 osób świeckich przebywało 10 dni w niewoli rosyjskiej i zostali oni uwolnieni przez niemieckie oddziały szturmowe. Siostry uciekały etapami i przeważnie dwójkami przez Olszynę i Sudety do Bawarii. Do Domu Generalnego w Obernzell dotarły wyczerpane 3 marca 1945 roku: 3 marca do Obernzell dotarło 25 uciekinierów z Lubania i Uniegoszczy, a 5 marca przybył tu ks. Piekorz z większością sióstr magdalenek. Ks. Bruno Glasneck dotarł do Bawarii wraz z siostrą Gerardą 7 marca.
Gdzie zatem pochowany jest ks. Erich Kalis? Jak już wspomniano w Olszynie odprawiono Mszę żałobną w intencji jego duszy. Trudno sobie wyobrazić, że konwojowano jego zwłoki aż do Ocic oddalonych od Olszyny o ok. 22 km. Tym bardziej, że pod koniec lutego Rosjanie byli w Nowogrodźcu i okolicach. Odwiedziłem ostatnio Ocice, a na tamtejszym cmentarzu parafialnym spotkałem świadka dawnej historii, 89 letnią starszą panią. Do Ocic przybyła z pierwszym transportem z Jugosławii w roku 1946. Mówiła mi, że gdyby Niemcy pochowali tu księdza, ta informacja krążyła by wśród Niemców i Polaków, a ona by o tym z pewnością wiedziała... Wszystko zatem wskazuje, że chodzi o Radoniów, małą wioskę koło Gryfowa Śląskiego, oddaloną od Olszyny o 11 km. Powstaje pytanie: dlaczego śp. ks. Kalisa nie pochowano po nabożeństwie żałobnym w Olszynie? Dlaczego wieziono jego zwłoki przez Biedrzychowice, Gryfów Śl. docierając do małej wioski Radoniów? Być może właśnie tą trasą ewakuowała się część ludności z okolic Lubania, by obrać kierunek na Mirsk, Czerniawę Zdrój i czeski Frydlant? Trasa Lubań-Olszyna-Leśna-Frydlant-Liberec liczy ok. 70 km. Trasa Lubań-Olszyna-Gryfów-Mirsk-Czerniawa Zdrój-Frydlant-Liberec to 75,5 km. Różnica nie jest więc duża i obie trasy były dobrym wyborem, by jak najszybciej przebić się do Liberca. Wspomniano wcześniej, że ks. Glasneck dotarł najpierw do Lubomierza, a Radoniów znajduje się dokładnie na tej trasie (4 km do Lubomierza). Ciężko sobie wyobrazić, by przy pogrzebaniu ciała ks. Kalisa zabrakło ks. Glasnecka... Ciało zmarłego należało jak najszybciej pogrzebać, by nie uległo rozkładowi (choć lutowy mróz z pewnością nie przyspieszał procesu rozkładu). Ewakuacja i sama podróż z nieboszczykiem nie była ani łatwa, ani komfortowa... Zatem wybór Radoniowa był raczej przypadkowy i podyktowany koniecznością. W najbliższym czasie zamierzam udać się do tej wioski, by porozmawiać z najstarszymi mieszkańcami oraz proboszczem z Chmielenia (kościół w Radoniowie nie jest samodzielną parafią, lecz filią Chmielenia). Mam nadzieję, że uda się odnaleźć dokładne miejsce pochówku ostatniego niemieckiego proboszcza w Uniegoszczy...
Piotr Dumanowski
Prezes Stowarzyszenia Miłośników Parafii Katolickiej w Uniegoszczy, autor publikacji pt. „Uniegoszcz-dziedzictwo przeszłości”
Z dnia: 2015-08-13, Przypisany do: Nr 15(518)